Obudziłam się zanim zadzwonił budzik. Mam tak zawsze, kiedy rankiem dzieje się coś ważnego, ekscytującego lub stresującego. Budzę się co jakiś czas, sprawdzam godzinę, zasypiam, znowu się budzę i tak w kółko. A więc obudziłam się przed zmrokiem, wyrwałam ze snu mojego brata (uchodząc przy tym z życiem) i wymknęliśmy się w ciemnościach z hostelu. Właściciel wypożyczalni rowerów już na nas czekał, gdy zjawiliśmy się przed piątą, wyposażeni w latarki, mapę i plecaki. Opracowaną wcześniej, niezbyt trudną trasą ruszyliśmy w kierunku pagody Buledi. Wszystkie ścieżki w Baganie to niewybredna zabawa – nigdy nie wiesz, kiedy rower lub skuter ujedzie ci na suchym piasku lub ugrzęźniesz w błotnistej, czerwonej kałuży. Tego ranka, mając przed sobą długi dzień odkrywania zakątków Baganu, zainwestowaliśmy w przezabawne, elektryczne rowery, które przypominały mi pojazdy dla super wielkich ludzi, którym nie chce się chodzić. Kupa śmiechu, szczególnie, kiedy do tego wszystkiego jesteś mężczyzną, wyglądasz jak drwal i jeździsz w spódnicy.
Kiedy dojechaliśmy pod pagodę Buledi, otaczała nas tylko ciemność i cykady. Zostawiwszy buty gdzieś w trawie, wdrapaliśmy się po stromych stopniach i zajęliśmy przytulny i strategiczny kawałek podłogi. Cisza, która panuje w Baganie, szczególnie nocą i nad ranem, jest inna. Głęboka, trwająca od wielu lat, której nie zakłóca pobliskie, wielkie miasto, ruchliwa droga, ani transport lotniczy. Atmosfera z czasem zaczęła się rozrzedzać, widzieliśmy już swoje twarze, a po spektaklu z udziałem chmur i pastelowego nieba, zza horyzontu nieśmiało zaczęło wyglądać słońce.
Kiedy dojechaliśmy pod pagodę Buledi, otaczała nas tylko ciemność i cykady. Zostawiwszy buty gdzieś w trawie, wdrapaliśmy się po stromych stopniach i zajęliśmy przytulny i strategiczny kawałek podłogi. Cisza, która panuje w Baganie, szczególnie nocą i nad ranem, jest inna. Głęboka, trwająca od wielu lat, której nie zakłóca pobliskie, wielkie miasto, ruchliwa droga, ani transport lotniczy. Atmosfera z czasem zaczęła się rozrzedzać, widzieliśmy już swoje twarze, a po spektaklu z udziałem chmur i pastelowego nieba, zza horyzontu nieśmiało zaczęło wyglądać słońce.
Krótka chwila zanim wyjrzą pierwsze promienie jest chyba najpiękniejszym momentem. Panuje wówczas niezwykły spokój, światło jest miękkie, powietrze jeszcze rześkie, a dźwięki i świergolenie ptaków niesie się we mgle.
Element rekreacyjny: bieganie po rozżarzonych kamieniach.
Bagan można odkrywać w nieskończoność. Podobno jest jeszcze mnóstwo nieznanych nikomu przejść, schodków, sekretnych korytarzy na wyższe piętra świątyń, skąd rozciągają się przepiękne widoki. Nie był to jednak nasz ostatni wschód w Baganie, czekało na nas jeszcze mnóstwo fantastycznych chwil, a od tego popołudnia zwiedzaliśmy Bagan już nie sami, lecz w doborowym towarzystwie. To be continued!