W połowie naszego pobytu na Sulawesi, a przed wypłynięciem na odcięte od świata Togeany, siedzieliśmy sobie na ganku przed naszym pokojem w Tentenie, chrupaliśmy jakieś lokalne przekąski i korzystaliśmy z deficytowego na tej wielkiej wyspie towaru, jakim był porządny internet. Czatowałam właśnie ze swoim bratem, z którym podróżowałam rok wcześniej, i kiedy żalił się trochę, że wyskoczyłby gdzieś na zakończenie wakacji, niewinnie zażartowałam, żeby wpadał do Kuala Lumpur, skąd mieliśmy zacząć ostatni, dwutygodniowy etap naszego tripu. Pięć minut później miał kupiony bilet, a dwa tygodnie później mord(ka cieszyła mu się o tak:
W Kuala Lumpur głównie jedliśmy i kręciliśmy się po straganach. Odwiedziliśmy Park Ptaków (sympatyczny, ale bez fajerwerków) i kilka innych miejsc, ale w zasadzie większą część czasu cieszyliśmy się jak głupki do sera, że się spotkaliśmy. Ale największa jaja miały się dopiero zacząć!
(Gdyby ktoś jeszcze się zastanawiał nad zakupem Samsunga S6, licząc na piękne selfie, niech się lepiej rozmyśli. Przednia kamera w tym telefonie to nieporozumienie.)
Najśmieszniejsze w całym przyjeździe Adama (oprócz tego, że przyjechał na dwa tygodnie z plecaczkiem wielkości tornistra – na tyle małym, że gdy spotkaliśmy się na lotnisku, pierwszym, o co zapytaliśmy było „gdzie Twój plecak?”) było to, że w Kuala Lumpur mieliśmy spotkać się z Boczkiem, z którym Adam i Oliwer przeżyli już (moim skromnym zdaniem za) dużo i uznaliśmy, że bardzo zabawnym pomysłem byłoby zatajenie spontanicznego przyjazdu Młodego przed Boczkiem. Wyobraźcie sobie, że spokojnie siedzicie sobie w centrum Kuala Lumpur, jedząc przeciętne, chińskie nudle, a tu przy stoliku obok, jak gdyby nic, siedzi Wasz kumpel i popija piwo. Tak było.
Zdjęcia wyglądają dziwnie, bo zrzuciłam je z filmu, który wówczas nagrywałam. Chciałam mieć wszystko na taśmie, jak to mowią, i nie miałam czasu na strzelanie fotek. Co śmieszniejsze, oglądając później film z tego momentu, odkryliśmy, że Adam kręcił się za plecami Boczka przez całkiem niekrótki czas, czym zdobył zasłużony order mistrza drugiego planu.
Większą już ekipą uderzyliśmy w wieczorne Kuala Lumpur, wjechaliśmy na KL Tower, objedliśmy się pysznościami, a następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Taman Negara. Do zobaczenia w dżungli!